niedziela, 12 lutego 2017

Balsam do ust z nagietkiem

Ileż to  czasu można spędzić w sklepie kosmetycznym i wertować balsamy czy szminki, które mają chronić Nasze usta przed spierzchnięciem, pękaniem, czy suchością…
           
Pewnego dnia postanowiłam, że przypatrzę się owym Paniom w sklepie, aby przyobserwować, co też takiego intryguje ich w opisach owych specyfików. 

Jakież było moje zdziwienie, jak w większości przypadków okazało się, iż to co przykuwa ich uwagę to smak i sposób w jaki działa ochronnie.

A co ze składem, to nikogo nie interesuje?
 No tak może faktycznie, te dziwne nazwy i znaczki są jak chińskie litery, niby coś znaczą, ale nie wiadmo co :( 

Cóż w kwestii smaków, no tak przecież z ust wylizuje się rok rocznie tyle szminek, pomadek i innych specyfików, czy chemikaliów, że należy zadbać aby przynajmniej dobrze smakowały! (oczywiście ironizuję J )
Co do sposobu działania ochronnego, de facto wszystko jest na jedno kopyto… Nikt przy zdrowych zmysłach na opakowaniu nie umieści opisu zniechęcającego… Tak więc co czytamy: że wygładza ujędrnia, sprawia iż stają się aksamitne….  

Blablabla…

No, nic tylko kupić!!!

A ja Wam zaproponuję coś innego, będzie to świetna zabawa w gronie rodzinnym J

Na czym ona będzie polegać?

A na przygotowaniu DOMOWEGO balsamu do ust J



No to zaczynamy…

Składniki:

1) świeże płatki nagietka (1/3 objętości słoika – ja używam mały słoiczek po przecieże pomidorowym)
2) oliwa z oliwek (ewentualnie olej rzepakowy lub słonecznikowy)
masło shea
kilka kropel witaminy E 

Wykonanie:

Jest to de facto zabawa  dwuetapowa. Pierwszy etap nadaję się na ćwiczenie z naszym dzieckiem odpowiedzialności i troski. Tak tak, ja nadal mówię o przygotowywaniu kosmetyków J
A mianowicie, do 1/3 objętości mojego słoika po przecierze pomidorowym wkładam świeże płatki nagietka i zalewam oliwą z oliwek.

No i tu zaczyna się nasza zabawa w odpowiedzialność, gdyż teraz odstawiamy dobrze zakręcony słoik na 14 dni w ciepłe miejsce. Każdego dnia należy słoik dobrze wstrząsnąć. Możemy sobie z naszym maluchem ustalić konkretną godzinę, czy porę dnia kiedy będziemy to robić. Możemy zrobić tabelkę, wpisywać uśmiechy za wykonane zadanie… Proste!? Proste, a przy okazji uczy i odpowiedzialności  oraz konsekwencji za podjęte działanie.

Przy okazji  pokazuje jak łatwo można popracować nad wyrabianiem sobie dobrych nawyków.

No ale wracamy do naszego balsamu… Minęło 14 dni, możemy przystąpić do drugiego etapu. Na jedna łyżeczkę masła shea dodaję 1 łyżeczkę oliwki z płatkami nagietka, całość ucieram na piękną aksamitną masę. Na koniec dodaję witaminę E, ktoś mnie zapyta po co? Otóż będzie ona dla nas naturalnym konserwantem, aby balsam mógł służyć nam jak najdłużej!  


Mam nadzieję, że nagietkowy balsam przypadnie Wam go gustu, a jego przygotowanie będzie frajdą dla całej rodziny! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam :)
Zapraszam wszystkich do dyskusji. Dodam, że chciałabym aby to była dyskusja na poziomie, więć nie obrażajmy się na wzajem i nie ubliżajmy sobie. NAUKA SZYBKO SIĘ ZMNIENIA I DEAKTUALIZUJE, A MY JESTEŚMY TUTAJ ABY TO SZYBKO PODAWAĆ DO INFORMACJI OGÓŁU :)
Pozdrawiam Monika